Jak obiecałam na początku- podzielę się z Wami moją pasją, czyli jazdą konną.
Na zdjęciu widzicie moją Myszkę, konia najkochańszego na świecie.
Wiem, że jak widzicie dużo tekstu to od razu zniechęcacie się do wszystkiego, ale to naprawdę warto przeczytać :)
Kiedyś zdarzył mi się wypadek- jeździłam jak zawsze na padoku (ujeżdżalni), zaczynałam galop i tuż za zakrętem Myszka potknęła się, straciła równowagę, ja wybiłam się, "przeleciałam" nad jej głową, robiąc fikołka. Uderzyłam głową o ziemię i straciłam przytomność. Jedyne, co pamiętam sprzed upadku to to, że Myszka omal nie przewróciła się na mnie. Byłam tam sama, nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby mi pomóc. Ocuciło mnie jednak coś mokrego na twarzy. Okazało się, że Myszka nie uciekła, tylko wróciła i liżąc moje czoło próbowała obudzić. To było coś świetnego. Tym bardziej, że żeby się na mnie nie przewrócić wpadła na ogrodzenie i rozerwała sobie skórę na pęcinie. U konia nawet taki ból może zawsze sprawić, że będzie on chciał uciec- taka jest jego natura. A Myszka wiedziała, że coś mogło mi się stać i wróciła. Szczęście w nieszczęściu że miałam jedynie zwichnięty nadgarstek, nadciągnięte ścięgno i rozcięte policzko, bo upadłam na jakiś kamień. Takie sytuacje nie zdarzają się często, ale zawsze jest ryzyko. U niektórych osób powodują lęk przed kontynuowaniem jazdy konnej. Jednak dla mnie to był tylko impuls do tego, żeby ufac swojemu koniowi i próbować postawić się w jego sytuacji- przewidziec, co może się stać.
Wasza Karolcia <3